#2000 – o artystce z malutkiej wsi, która otrzymała dwa medale zasługi dla Polski
W 1903 , w rodzinie zalipiańskiej malarki i stolarza – urodziła się Felicja.
Dziewczynka wychowywała się wśród sztuki ludowej, więc nikogo nie zdziwiło, że gdy miała 10 lat zrobiła pierwsze malowidło na suficie swojej chaty.
Ponoć miała wielki talent i wielki zapał. Tak zaczęła się jej wielka przygoda z malowaniem, która trwała do końca jej życia.
Malowała, haftowała, ozdabiała ściany, piece, meble i zaczęła zarażać swoją pasją inne kobiety. Nigdy nie miała kompleksu “małej wsi”
– była bardzo dumna z miejsca, w którym żyła. Pomyślała, że chciałaby, aby wszyscy zobaczyli, jak piękne wzory maluje ona i inne twórczynie.
Pierwsza we wsi wymyśliła, żeby malować już nie tylko izby i meble: ale także elewacje domów i wszystko, co jest wokół chat.
Za jej pomysłem poszły dziesiątki malarek ludowych zmieniając Zalipie w jedyne takie miejsce na świecie. Powstał unikatowy, zalipiańskie styl malarski.
Felicja nie spodziewała się, że pół wieku po jej śmierci turyści z całego świata współczesnej będą oglądać jej wieś.
Była aktywistką, ponoć osobowością “większą od sołtysa i proboszcza”, jak przeczytałam w jej biogramie.
Wspierała inne malarski, propagowała sztukę ludową na wielką skalę w całym kraju. Kochała swoją wieś, wywalczyła dla niej asfaltową drogę i elektryfikację.
Powołała stowarzyszenie “Wieś tworząca” i pracowała nad budową “Domu Malarek”- domu kultury ludowej, który został otwarty kilka lat po jej śmierci i działa do dziś.
Zmieniła region, w którym żyła w bardzo popularne, znane miejsce na mapie etnograficznej Polski.
Za to, co zrobiła dla polskiej kultury i sztuki ludowej otrzymała Złoty i Srebrny Krzyż Zasługi.
Zalipie, kto o nim nie słyszał? Byłam w to lato i wciągnęły nas radosne rozmowy z malarkami.
Tak, Zalipie to nie jest skansen – tylko żywy organizm, tętniący tradycją malowania.
Szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się takiej atmosfery i zanim się obejrzeliśmy: mąż jadł już ciasto drożdżowe od jednej twórczyni,
a ja pokazywałam jej swoje obrazy. Przywiozłam do domu wspaniałą, drewnianą cukiernicę w zalipiańskie kwiaty. No po prostu było wspaniale.
Po urlopie – rozmyślam o Felicji. Tak, często my artyści mamy pretensje do świata: o nieskończone uczelnie artystyczne, o nieodbyte stypendia zagraniczne
i o brak wystaw w wielkich galeriach. Chcielibyśmy dostawać: uznanie, wsparcie, może nagrody. To wszystko jest jednak nieważne.
Po raz kolejny okazuje się, że liczy się tylko miłość do sztuki i pasja tworzenia.
Zapominamy, że nasz talent to potężne narzędzie do wprowadzania wielkich, znaczących zmian – w sobie i w naszym otoczeniu.
Zapominamy, że powinniśmy mieć ambicje, aby stawać się ważną częścią krajobrazu współczesnej kultury.
Powinniśmy z zaszczytem i bez kompleksów myśleć o sobie “Artysta”, chcieć, pragnąć! być częścią polskiej sztuk aktualnej, z gorliwością pełnić to stanowisko.
Felicja nie dała w sobie zgasić tej ambicji: ani przez wojnę, ani przez PRL.
Wiedziała, że w tym wszystkich chodzi o coś większego, coś nadrzędnego, coś trwalszego niż jej życie.
Seria pt: “#2000” to zbiór krótkich esejów publikowanych już wcześniej na Instagramie, gdzie limit znaków wynosi właśnie (tytułowe) 2000 znaków.
Traktują one krótko i subiektywnie o sztuce, procesie twórczym i zagadnieniach związanych z pracą artysty. Nie wyczerpują tych tematów,
jednak zwięźle opisują moje przekonania i przemyślania. Mam nadzieję, że nie tylko pozwolą wszystkim lepiej poznać mnie – artystę –
ale także pomogą innym twórcom na ich osobistej drodze. Miłego czytania:)